poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział dwunasty


Rozdział dwunasty
"Ludzi dobrych i złych wciąż przynosi wiatr.
Ludzi dobrych i złych wciąż zabiera mgła.*"
20 marzec 1977r.
Każdy z nas maswoje przeznaczenie w swoim życiu. Jednym pisana jest wspaniała rodzina, innymz kolei cudowna praca. Wszystko gdzieś na nas czeka. I tylko nam zwykłymśmiertelnikom wydaje się, że panujemy nad swoim życiem. Prawda jest zupełnieinna, ktoś już za nas zaplanował przyszłość, a my skrupulatnie i dokładniewypełniamy jego plan. Co czekało Sophie Novel? Co miło spotkać uroczą Krukonkę,która nie widziała świata poza qudittichem? Wszystko miało rozstrzygnąć się wprzeciągu kilku godzin. Dziewczyna wracała właśnie do domu na świętaWielkanocne. Nie lubiła powrotów do domu – o ile to miejsce można było taknazwać. Budynkowi, który nosił to zaszczytne miano gniazda rodzinnego nic niebrakowało. Z zewnątrz piękna rezydencja zbudowana z czerwonej cegły. Do tegoczarny dach i okna, których ramy były w kolorze skrzydeł kruka. Zadbany ogród,gdzie każdy krzew czy drzewo były równe jak mugolska linijka. Nieskazitelnaczystość mogła wprowadzić w kompleksy największego pedanta. Jednak wszystkoczyste i ułożone jakby było okładką czasopisma z nowymi ofertami wystroju domui jego okolic nie dawało rodzinnej atmosfery, którą Sophie poznała w domuswojej przyjaciółki, Shirley.
Panna Novel wysiadła z Błędnego Rycerza, a chłopak,który pomógł włożyć jej kufer, gdy do niego wsiadała teraz wyniósł go za nią.Podziękowała mu skinieniem głowy tak arystokratycznym, na jakie tylko pozwoliłojej zmarznięte ciało. Wiedziała, że matka może obserwować ją zza okien, dlategostarała się, aby jej ruchy były jak najbardziej podobne do tych, których uczyłasię, gdy była młodsza. Sophie wiedziała już jak ma postępować, żeby nierozłościć swojej rodzicielki. Nienawidziła słuchać jej ciągłych narzekań, żejej jedyne dziecko zadaje się z mugolakami oraz, że nie stosuje podstawowychzasad wychowania w wysoko postawionej rodzinie. Sophie nie lubiła tego całegobogactwa, które ją otaczało, gdy tylko wracała do Manchesteru. Najlepiej czułasię w Hogwarcie. Była wtedy sobą – bałaganiarą Sophie otoczoną swoimi najlepszymiprzyjaciółkami. Wtedy czuła się rozumiana i akceptowana za to, jaka jest. Dladziecka nie ma nic gorszego niż brak akceptacji ze strony najważniejszej inajbliższej osoby na świecie – matki.
            Szłado wielkiego domu alejką, na której kwitły lipy. Droga wysypana była białymikamieniami – które powodowały, że szło się bardzo ciężko. Brunetka wielokrotniepróbowała namówić mamę na zmianę nawierzchni na głównej alejce prowadzącej doich domu, ale kobieta nie chciała nawet o tym słyszeć.
            Wiecznieignorowana, krytykowana oraz poprawiana Sophie mimo wszystko mocno kochałaswoich rodziców – wiecznie niezadowoloną matkę oraz ojca, który bał sięsprzeciwić swojej apodyktycznej żonie. W tych niepewnych i groźnych czasachpanna Novel każdego dnia drżała, gdy do Wielkiej Sali wlatywała chmara sów,przynoszących pocztę. Nie chciała zobaczyć w dziobie rodzinnej płomykówkiczarnej koperty, a w Proroku Codziennym przeczytać informację, że jej rodzienie żyją. Nawet czarodzieje czystej krwi nie byli bezpieczni. Wystarczyło jednosłowo sprzeciwu, a Sami – Wiecie – Kto likwidował niewygodną przeszkodę.
            Sophiepchnęła wysokie i ciężkie drzwi wykonane z mahoniu. Hol, w którym się znalazładawał wrażenie surowego i zimnego. Ktoś niezwiązany z rodziną miałby ochotę niezdejmować płaszcza w obawie przed chłodem, jakie dawały zimne barwy. Biel igranat z dodatkami srebra królowały w pomieszczeniu. Brunetka zdjęła swójpłaszcz i powiesiła go na wieszaku. Kufer odstawiła pod ścianą, aby skrzatydomowe zaniosły go do jej pokoju. Początkowo Sophie nie zwróciła uwagi na brakniewielkiego służącego – Glona – który zawsze witał ją w drzwiach głębokimukłonem, który powodował, że jego długi nos dotykał podłogi. Skrzat informowałpanienkę o tym gdzie jej matka chce się z nią widzieć.
- Glon?! – w końcu Sophie przypomniała sobie, czegojej zaczęło brakować i zawołała małego służącego.
            Odpowiedziałajej głucha cisza, która nie oznaczała niczego dobrego. W tym domu nikogo niewołało się dwa razy, a już z pewnością nie nic niewartego skrzata domowego.Dziewczyna mimo zakazu zawołała Glona jeszcze dwa razy, a gdy nikt jej nieodpowiedział przeraziła się nie na żarty. Jej krzyk powinien sprowadzić matkę zojcem oraz połowę służby. Dalej panowała niczym niezmącona cisza, która dźwięczaław uszach. Z kieszeni swojego błękitnego swetra – który podkreślał jej tęczówki– wyjęła różdżkę. Ostrożności nigdy zawiele. Cicho stąpając po ciemnym parkiecie ruszyła w stronę salonu. Nerwymiała napięte do granic możliwości. Zmysły wyostrzyły się tak, że dostrzegłabynajmniejszy ruch i usłyszała najcichszy szmer. Postanowiła swoje rozeznanie podomu zacząć od pokoju gdzie rodzice przyjmowali gości. Odniosła wrażenie, żehol jest nieskończenie długi, a ona sama porusza się w zwolnionym tempie jak wmugolskich filmach, gdy ma stać się coś ważnego. W końcu weszła do salonu.Zapaliła światło i ujrzała dwa fotele zwrócone w stronę kominka. Na jednym zoprać rozpoznała swoją mamę.
- Mamo, tato, czemu się nie odzywaliście –dziewczyna opuściła różdżkę i ruszyła w stronę rodziców.
            To,co zobaczyła, gdy stanęła przed nimi przerosło jej najgorsze oczekiwania. Jejrodzice nie żyli. Oczy ojca wpatrzone były w sufit, a matki w kominek. Na ichciałach pełno było ciętych ran, z których jeszcze sączyła się krew. Dopieroteraz Sophie rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Dostrzegła dwiepostacie stojące w kątach pokoju. Czarne płaszcze i maski na twarzach. To moglibyć tylko Śmierciożercy. Sophie nie miała czasu opłakiwać swoich rodziców.
Zapalświeczkę, za tych, których zabrał los.
Zapal światłow oknie.
Ludzi dobrychi złych wciąż przynosi wiatr.
Ludzi dobrychi złych wciąż zabiera mgła.
I tylko Tymasz tą niezwykłą moc,
by zatrzymaćich, by dać wieczność im.*
            Musiaławalczyć o swoje życie. Nie wiedziała, czego poplecznicy Czarnego Pana moglichcieć od jej rodziny, ale ona nie zamierzała zgadzać się na ich propozycję.Nie chciała i obiecała sobie, że nigdy nie stanie po stronie zła. Ile tylko siłw nogach puściła się biegiem w stronę holu prowadzącego do drzwi wejściowych.Wiedziała, że musi wydostać się z domu i biec w stronę ogrodu, który był istnymlabiryntem. Miałaświadomość, że wbudynku jest stracona. Postacie podążały za nią. Wybiegając z salonu zpobliskiej komody rzuciła im pod nogi kilka średniej wielkości figurek, którebyły pamiątkami, po babci Sophie. W tym momencie nic nie było ważne, tylko to,aby przeżyć i wrócić, do Hogwartu. Na takie misje Lord Voldemort nie wysyłałosób nieporadnych tylko sprytne. Rzucone pod nogi Śmierciożerców figurki nie powstrzymałyich. Jeden z nich teleportował się przed drzwi wejściowe i gdy tylko Sophie jeotworzyła, potraktował ją zaklęciem rozbrajającym. Dziewczyna wylądowała podścianą, a z tyłu jej głowy kapały krople krwi. Różdżka leżała tuż obok niej.Chwyciła ją i rzuciła pierwsze lepsze zaklęcie, które przyszło jej do głowy.
- Crucio!
Nie podziałało. Zaledwie wywołało grymas bólu natwarzy Notta. Rozpoznała go, bo maska spadła z jego twarzy, a sam mężczyzna byłpodwładnym jej ojca.
- Proszę, proszę. Jaka waleczna. Zupełnie jakrodzice. Z nimi było jednak łatwiej – powiedział mężczyzna, który nadal miałzasłoniętą twarz.
- Posłuchaj Malutka. Możesz ocalić swoje nędzneżycie.
- Niby jak? – warknęła i spróbowała jeszcze razrzucić jakieś zaklęcie, ale Nott szybciej ją rozbroił i różdżka tym razemwylądowała pod schodami.
- Czarny Pan byłby szczęśliwy widząc ciebie wswoich szeregach – wysyczał mężczyzna.
- Po moim trupie! – krzyknęła dziewczyna.
- Oj, oj. No i po co te nerwy? Chcesz podzielić losswoich rodziców? Oni też nam się sprzeciwili.
- Chociaż raz poszli po rozum do głowy –powiedziała Sophie.
- Ehh… Nott zrób z nią porządek. Znak zaczyna piec.Czarny Pan wzywa. Ma dziewczyna szczęście, że nie mamy czasu sprawić jej bólu –powiedział ten, którego maska zasłaniała twarz, by po chwili ją zdjąć, a jegodługie blond włosy opadły na ramiona.
            Nottspojrzał na dziewczynę, w której oczach nie dostrzegł nawet odrobiny strachu ibłagania o litość.
- Avada Kedavra – zielony strumień pomknął w klatkępiersiową kobiety i zabrał życie z jej błękitnych tęczówek.
Z każdą śmiercią człowieka ginie cały nieznanyświat.**
***
21 marzec 1977 r.
            Ani jedna zkoleżanek Sophie nie spodziewała się, że dzień 21 marca 1977 roku stanie siędla nich najgorszym dniem w życiu. Beztrosko przemierzały opustoszałekorytarze. Udawały się na śniadanie do Wielkiej Sali. Gdy tylko weszły w oczyrzuciło się to, że na herbie Hogwartu przewieszona jest czarna wstęga.Dziewczyny spojrzały na siebie. Nie wiedziała, kto zmarł. Nauczyciele, którzyzazwyczaj siedzieli wyprostowani i pewni siebie, nagle wydali się mali iprzygnębieni, a w ich oczach czaił się strach. Krukonki usiadły przy stole i wskupieniu, a także w lekkiej niepewności czekały na dalszy rozwój sytuacji.Przy talerzu Helen leżało najnowsze wydanie Proroka Codziennego. Blondynkanalała sobie soku dyniowego i upijając łyk rozłożyła gazetę. Niespodziewałasię, że na pierwszej stronie ujrzy nagłówek. „Śmierć urzędnika, Novel i jego rodziny!”. Jej oczy robiły sięcoraz większe, aż w końcu po policzkach zaczęły spływać łzy.
- Helen, co się dzieje? – Shirley widząc, w jakimstanie nagle znalazła się jej przyjaciółka, zaczęła się martwić.
- Sophie, nie żyje – odpowiedziała Holms starającsię opanować drżenie głosu.
- Przestań żartować – warknęła Shirley.
- Ale Helen mówi prawdę – powiedziała Audrey,biorąc gazetę od blondynki.
- Co?! To nie możliwe – panna Lebiediew wyrwałaprzyjaciółce gazetę i zaczęła czytać.
Wczoraj około godziny 20.15 w posesjiurzędnika Ministerstwa Magii Thomasa Novel pracującego w DepartamenciePrzestrzegania Prawa Czarodziejów znaleziono trzy ciała, które należały doniego oraz jego żony, a także córki. Ze śladów pozostawionych wynika, że przednieuchronną śmiercią broniła się tylko dziewczyna – Sophie. Nad domem byłMroczny Znak…
            Shirley, nie czytała dalej. Nie mogła w to uwierzyć. Jejukochana i roztrzepana Sophie nie żyła i zginęła z rąk Śmierciożerców. A ona –Shirley Alice Emma Lebiediew na dniach miała do nich dołączyć.
Wmomencie śmierci bliskiego uderza człowieka świadomość niczym niedającej sięzapełnić pustki.***
            Nagle poczuła się winna całej śmierci Sophie. Przecieżmoże gdyby nie ona być może brunetka by żyła. Shirley nie mogła wiedzieć, żeona w tej sprawie nie była w ogóle brana pod uwagę. Jednak wyrzuty sumieniabyły tak ogromne, że nagle przestało do niej docierać to, co się działodookoła. Nie rozumiała tego, co mówił opiekun domu niewielki profesor Flitwick.Mimo, że w Wielkiej Sali panowała cisza ona miała wrażenie, że jest tam gwarjak w czasie śniadań w dni, gdy są zajęcia. Nie zaważając na nic wstała iwybiegła z Wielkiej Sali. Płakała. Ona Shirley Lebiediew płakała z powodustraty bratniej duszy. Czuła się tak jakby umarła pewna jej część. Poczuła siępusta. Nie wiedziała, kiedy została odnaleziona przez Jamesa. Przytulił ją dosiebie i zaczął głaskać po głowie. Jej ciało drżało w jego ramionach.
- To moja wina, że ona nie żyje –wyszeptała w tors Gryfona.
- Przestań. To nie prawda. To jest niczyjawina – James przemawiał do niej uspokajającym głosem.
            Nie chciał wiedzieć jak musi się czuć Krukonka, którawłaśnie straciła przyjaciółkę. On sam nie wyobrażał sobie, że nagle Łapa lubLunatyk albo Glizdogon umierają. To było zupełnie nie do wyobrażenia. Wiedział,że musi być dla niej wsparciem.
- Zamknij się wreszcie! To moja wina! Tylkoi wyłącznie moja wina!
- Shirley, kochanie. Spokojnie.
- Nie mów do mnie kochanie! Nic o mnie niewiesz! Nic! Rozumiesz? Nic! Od kilku tygodni istnieje dla ciebie ta cała Evans!Ja już dla ciebie się nie liczę! – chłopak pierwszy raz widział ją w takimstanie.
            Po policzkach dalej toczyły się kropelki słonej cieczy. Woczach zagościł obłęd, spowodowany z jednej strony stratą bliskiej osoby, a zdrugiej strony niebezpieczeństwem, które pojawiło się niewiadomo skąd. Jamesodniósł wrażenie, że przez ułamek sekundy Shirley miała ochotę potraktować gojakąś ciężką klątwą. Jednak ten błysk pojawił się tylko przez chwilę, ponieważpo chwili Krukonka opadła na kolanach, a twarz ukryła w dłoniach, a ciałemwstrząsał spazmatyczny szloch.
***
            Helendalej siedziała w Wielkiej Sali. Była niewzruszona na jakikolwiek ruch obokniej. Tępo wpatrywała się w zdjęcie czarnowłosej dziewczyny o błękitnych jakniebo oczach. Fotografia w gazecie była czarno – biała, ale ona doskonale znałajej kolor oczu i włosów. Sophie i Helen miały więcej wspólnego ze sobą niż zpozostałymi Krukonkami w dormitorium. Obie pochodziły z domów czarodziei, gdzietradycja odgrywała większą rolę niż miłość i szczęście. W ich domach panowałysztywne zasady, których nie był w stanie zmienić nawet postęp czasu. Zasadydalej trwały w swoich złotych ramkach i miało być tak do końca świata jedendzień dłużej.
            Blondynka ze wszystkich sił starała się powstrzymać łzy,które gromadziły się w jej zielonych oczach. Ona przecież nigdy nie płakała.Zawsze należała do grona osób, które mają twarde tyłki i nie tak łatwo jezłamać. Trzeba zadać naprawdę bardzo mocny cios, żeby upadła i nie wiedziałajak wstać. Helen po przeczytaniu nagłówka w gazecie poczuła się pusta ipozbawiona jakichkolwiek emocji.
Śmierćukochanej osoby okrada nas z niezbędnego wewnętrznego ciepła. Albo możezdmuchuje stały płomień piecyka, wygaszając palnik.****
            Kątem oka zauważyła, że szlochającą Audrey tuli do siebieCharlus, który pozwolił, żeby słona ciecz spływała po jego policzkach. CałyRavenclaw pogrążył się w żałobie. Holms na swoim policzku poczuła męską dłoń.Od razu poznała zapach wody po goleniu, a w zasadzie jego właściciela. Przydziewczynie natychmiast pojawił się Syriusz Black. Ostatnio coraz częściejzaczynał być obecny w jej życiu, a gdy poznała go bliżej musiała przyznać, żewięcej ich łączy niż dzieli. Ona i on nie mieli łatwego dzieciństwa. Odtrąceniprzez własnych rodziców, akceptacji szukali w czymś innym. Ona znalazła w naucei przyjaciółkach, a on w żartach i grupie najlepszych kolegów.
- Syriusz zabierz mnie stąd – poprosiłacicho i spojrzała na niego pustym wzorkiem.
            Gryfon nieśmiało ucałował jej odsłonięte czoło, co miałobyć znakiem, że wszystko będzie dobrze, a następnie wyprowadził ją z WielkiejSali.
*Dżem – „Zapal świeczkę”
**Antoinede Saint – Exupery
***JózefStanisław Tischer
****JonathanCarroll

4 komentarze:

  1. O matko z ojcem i z córką! Ile tutaj dramaturgi, że aż i mi oczy się zaszkliły. Szkoda Sophie. Była w końcu piękną, młodą dziewczyną całe życie przed nią stało otworem, a tu nagle bęc koniec. Ona i jej rodzice padli ofiarą strasznej śmierci i tylko można się domyśleć co teraz przeżywają jej przyjaciele. Takie tragedie zbliżają do siebie co widać na załączonym wyżej obrazku i nie ma znaczenia czy jest się śmiertelnikiem czy ma się magiczną moc. Kochana wiesz, że cudo, prawda. I jeszcze tylko 2-3 odcinki? Będzie mi smutno, ale wiesz, że Antoś może przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu ukoić mój ból. Ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, sama nie spodziewałam się, że uda mi się oddać taką silną dramaturgię. Jak przepisywałam rozdział to dopiero to do mnie dotarło. Sama była pod lekkim wrażeniem.
      No, mam nadzieję, że Antoś Ci wynagrodzi zakończenie tego opowiadania :D.

      Usuń
  2. Ej, teraz chcesz to kończyć? Nie możesz, powiem ci że lubię kiedy opisujesz Syriusza i Helenę, chociaż umknęło mi chyba ich nagła zażyłość. To mi jednak nie przeszkadza, bo uważam za dobry pomysł wprowadzenie Syriusza do opowiadania. Rozjaśnia je swoją osobą, niepowtarzalnie!

    Powiem ci jeszcze, że ciekawi mnie czy Sh. wyjawi Jamesowi iż miała pomysł aby przystąpić do złej mocy. Teraz to pewnie nie będzie chciała, ale wcześniej była już na to zdecydowana. I właśnie, czy skoro ona zaszczycała spotkania Śmierciożerców oni teraz tak łatwa i bezboleśnie jej odpuszczą? Może planujesz zabić Kurokonę, aby kanon został zachowany?

    I GENIALNY fragment o Sophie. Mistrzowski! I masz być z czego zadowolona. Mnie osobiście bardzo się podoba!

    Powiem ci, że nie zauważyłam błędów, ale to może dlatego że jestem po wrażeniem rozdziału, chyba najlepszego na tym blogu! Słowo daję.

    Amuniek! Teraz po prostu:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było opisu wielkiej zażyłości między Helen i Syriuszem, ponieważ nie chciałam tego opisywać. Przecież Black ma problemy z okazywanie uczuć, a Helen nie lubi czegoś takiego. Teraz jednak przytłoczona śmiercią najbliższej przyjaciółki, nie umie sobie z tym poradzić.
      A nie powiem Ci co planuję, bo popsuję Ci radość czytania :P. Sama nie wiem co z tego wszystkiego wyjdzie, żeby móc to zmieścić w trzech rozdziałach.
      Dziękuję, za miłe słowa. Naprawdę wiele pracy włożyłam w ten rozdział, a zwłaszcza we fragment, który poświęciłam Sophie. Był on dla mnie bardzo ważny i cieszę się, że wyszedł tak jak bardzo chciałam.

      Usuń